Home Lifestyle Janusz Chabior i Agata Wątróbska – wywiad

Janusz Chabior i Agata Wątróbska – wywiad

Janusz Chabior, jeden z najlepszych polskich aktorów filmowych i teatralnych, i Batman, jego pies – to wspaniały i nierozłączny duet od ponad 11 lat. Trzy lata temu dołączyła do nich piękna Agata Wątróbska, aktorka, którą zobaczyć można głównie na deskach teatru. Agata i Janusz to wspaniali ludzie z ogromnym poczuciem humoru i dużym dystansem do siebie. Oprócz pozytywnej energii bije od nich miłość – kiedy na siebie patrzą czy o sobie mówią, w ich oczach zapalają się iskierki. Agata i Janusz opowiedzieli nam, jak się poznali, jak kiełkowało ich uczucie, co w sobie lubią, a czego nie znoszą i jak ważny w ich życiu jest Batman.

Batman najwierniejszy przyjaciel Janusza Chabiora

Agato, Januszu bardzo dziękuję, że znaleźliście czas, by podzielić się z nami swoją historią. Chciałabym naszą rozmowę zacząć od zwierząt. Janusz, opowiedz proszę, jak Batman pojawił się w Twoim życiu.

Reklama

Janusz Chabior: Batman pojawił się przez przypadek. Ale, jak wiadomo, całe życie składa się z przypadków. Pojechałem na zdjęcia do filmu Kilka prostych słów, w którym miałem zagrać postać samotnego mężczyzny, który rozmawia na dachu z psem. Pojechałem dzień wcześniej i poprosiłem ekipę, by pokazała mi psa, z którym mam pracować. Okazało się, że był to biały pudel. Pomyślałem sobie, że skoro tak chcą, to OK.

Podszedłem do niego, a on zaczął na mnie warczeć, wystawił zęby, był trochę dziki. Nie współpracował zupełnie. Powiedziałam, że tego nie widzę, bo scen na dachu miało być kilkanaście, więc nie było czasu, żeby go oswajać, przyzwyczajać do siebie. Stwierdziłem, że musimy znaleźć innego psa, na co usłyszałem, że to niemożliwe, bo to pies producentki. Odpowiedziałem, żeby w takim razie producentka doczepiła sobie wąsy i zagrała z tym psem, bo nie ma możliwości, żebym ja to zrobił. Protestowali, ale postawiłem sprawę jasno, że jeśli ma grać w tym filmie, to na pewno nie z tym psem.

Wsiadłem do taksówki i poprosiłem taksówkarza, żeby zabrał mnie do najbliższego schroniska. To on polecił mi Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych, prowadzony przez rodzinę Fedaczyńskich w Przemyślu. Na miejscu powiedziałem, że szukam inteligentnego psa, który zagra ze mną w filmie. Mieli wtedy trzy psy, które miały status rezydentów. Najstarszy z nich był tam już siedem lat – to był Batman. Stwierdziłem, że Batman brzmi filmowo, więc poprosiłem, żeby go przyprowadzili. I pojawił się Batman, który chodził na trzech łapach, bo jedną miał niesprawną. A na dwóch tylnych kicał jak zając. Wyglądał po prostu przekomicznie, ale też smutnie. Popatrzyliśmy sobie w oczy, zobaczyłem w nich błysk i inteligencję. I wtedy pomyślałem: „Ty na pewno ładnie ze mną zagrasz”.

Janusz Chabior, Agata Wątróbska

A czy wiesz, jak Batman trafił do ośrodka rodziny Fedaczyńskich?

Janusz Chabior: Siedem lat wcześniej ktoś przywiózł Batmana do Fedczyńskich w stanie agonalnym. Był wychudzony, praktycznie zamarznięty, bo to była zima. Stwierdzili, że nic nie da się zrobić, że skrócą jego cierpienie i pomogą mu odejść. Gdy przygotowywali zastrzyk, on otworzył oko. I to uratowało mu życie. Stwierdzili, że skoro jest w nim taka wola walki, taka wola życia, to spróbują mu pomóc. Miał zgniecioną miednicę, połamane nogi, złamaną szczękę, wybite zęby. Był obrazem nędzy i rozpaczy. Przeszedł dziesięć operacji, na szczęście udało się go uratować. Pracownicy ośrodka opowiadali mi, że Batman miał zawsze ogromną nadzieję, że znajdzie dom. I czekał siedem lat, aż przez przypadek pojawiłem się w jego życiu, za sprawą filmu kręconego w Przemyślu. To był naprawdę przypadek, bo taksówkarz mógł mnie zawieźć do innego schroniska. To było 11 lat temu.

Batman po nakręceniu filmu miał wrócić do schroniska. Ale postanowiłeś, że zostanie z Tobą, jeśli zaakceptuje Twoje zasady i, umówmy się, aktywny tryb życia?

Janusz Chabior: Przeprowadziłem z nim poważną męską rozmowę, w której trakcie zasnął. A ja uznałem, że tym samym akceptuje moje zasady. I tak przyjechał ze mną do Warszawy. Mówiłem mu, że to nie będzie łatwe życie, bo jestem aktorem, i że będzie musiał wszędzie ze mną podróżować, bo wtedy byłem sam. Tłumaczyłem mu, że nie będzie takiej możliwości, że nauczy się na przykład myć naczynia czy gotować i zostanie w domu. (śmiech) Będzie po prostu musiał mi towarzyszyć.

A jak Batman poradził sobie na planie filmowym?

Janusz Chabior: Okazało się, że Batman zachowuje się jak prawdziwy aktor. Niektórzy aktorzy po szkole mogliby się od niego uczyć. Pamiętał to, co zrobił w poprzednim ujęciu i robił to w kolejnym. Choć było bardzo zimno, a na dachu strasznie wiało. Pamiętam, jak jednym razem bardzo się trząsł, mimo że miałem dla niego koce i przykrywałem go, kiedy tylko była taka możliwość. I wtedy powiedziałem mu: „Batman, obiecuję ci jeszcze jedno ujęcie, pięknie to zagrasz, tak jak ostatnim razem, tylko jakbyś mógł bardziej głową poruszać na prawo i na lewo”. Gdy zaczęło się kręcenie sceny, Batman przestał się trząść, popatrzył na lewo, potem na prawo i jeszcze, dodatkowo, w kamerę – chociaż o tym mu nie mówiłem. Pochwaliłem go, powiedziałem mu, że był genialny, cudowny, wspaniały i możemy już wracać do hotelu.

Czyli Batman mógłby być dobrym nauczycielem dla niektórych aktorów?

Janusz Chabior: Wiesz, jego filmografia jest dosyć spora, większa od niejednego zawodowego aktora.

Agata Wątróbska: Śmiejemy się, że ma większe doświadczenie ode mnie. (śmiech)

Czy pies wniósł coś do Twojego życia?

Janusz Chabior: Optymizm. Mimo że był totalnym połamańcem – choć to może zabrzmi absurdalnie – często się uśmiechał. Kiedy było mi czasami bardzo smutno, to patrzyłem na niego i myślałem o tym, jak ogromną potrzebę i radość życia ma ten pies, że ma w sobie taką siłę i moc, by po prostu żyć. I wtedy mówiłem do siebie: „Chabior, przestań się nad sobą rozczulać, tylko weź się w garść. Bo czasami w życiu jest wesoło, czasami jest smutno, ale trzeba na tej powierzchni się utrzymać”. I to jest właśnie najważniejsza zasługa Batmana.

Janusz Chabior, Agata Wątróbska

O relacji Agaty Wątróbskiej z Batmanem

Agata, a jakie są Twoje doświadczenia ze zwierzętami?

Agata Wątróbska: Jestem ogromną psiarą. Miałam dwa psy, jako dziecko i nastolatka. Potem wyjechałam na studia. Zawsze chciałam mieć psa, natomiast byłam sama, bardzo dużo pracowałam i po prostu nie miałam możliwości, żeby zabrać psa ze schroniska, bo nie wyobrażałam sobie, żeby zostawiać go samego w domu na tyle godzin. Ale cały czas o tym marzyłam. Pamiętam nawet taki moment, że chciałam zaadoptować psa. Stwierdziłam, że jakoś sobie poradzę, ale wtedy moja mama wkroczyła do akcji i wytłumaczyła mi, że to zły pomysł, bo ciągle jestem w pracy. Więc nadal marzyłam o psie i o wielkiej miłości. I w końcu dostałam w pakiecie i jedno, i drugie, czyli podwójną miłość.

Jak wyglądała na początku Twoja relacja z Batmanem?

Agata Wątróbska: Relacja z Batmanem rodziła się powoli. To był taki twardziel. Nie okazywał uczuć. Widział tak naprawdę tylko Janusza. Kiedy na samym początku zostawał ze mną, to mnie nie zauważał. Stwierdziłam, że skoro mieszkamy razem, tak nie może być. I każdego dnia fundowałam mu solidną dawkę przytulania. Wcześniej Batman w ogóle się nie przytulał.

Janusz Chabior: To prawda, gdy go zabrałem, to w ogóle nie wchodziło w grę żadne przytulanie. On się źle czuł, jak próbowałem go kłaść na swoim łóżku. Miał swoje legowisko i tam mu było najlepiej. Zachowywał się jak prawdziwy przemyślanin. Nie chciał się wygłupiać i być pokojowym pieskiem. To pies po przejściach, to go nauczyło życia i dlatego jest psim twardzielem. Pamiętam, jak czasami wracałem i mówiłem mu: „Chodź, przytulę cię, nie było mnie tak długo w domu, bo byłem na planie”, wołałem go, żeby przyszedł do mnie do łóżka, ale Batman najwyraźniej uważał, że to coś żenującego – jak to, pies w łóżku? Wolał zdecydowanie spać w swoim legowisku.

Agata Wątróbska: A widzisz, ja go tak sukcesywnie uczyłam przytulania, głaskania, masaży, całowania. I teraz mamy kłopot, bo on chce być cały czas z nami, a najlepiej mu, gdy jest na rękach. Mamy taki wieczorny rytuał, gdy się kładziemy i oglądamy jakiś serial czy film, on leży z nami, najlepiej się czuje, gdy się przytula do naszej piersi, jak małe dziecko.

Janusz: Ja chciałem tylko dodać, że to przytulanie zaczęło się w momencie, kiedy Batman stracił wzrok i zaczął tracić słuch.

Agata Wątróbska: Przestań podcinać mi skrzydła. (śmiech) Ale rzeczywiście, w momencie kiedy zaczął tracić wszystkie instynkty: słuch, węch i wzrok, stał się absolutną przylepą. My jesteśmy po prostu jego oczami, nogami, wszystkim. Najlepiej i najbezpieczniej czuje się na rękach. A nam czasami już usychają ręce od ciągłego noszenia. Dlatego kupiliśmy mu wózek dla psa.

Janusz Chabior: Ale Batman stwierdził, że to jest niepoważne, jak pies jeździ w wózku. A wózek jest naprawdę piękny.

Janusz Chabior, Agata Wątróbska

Batman to prawdziwy facet, ma swój charakterek. Czy udało się Wam w takim razie chociaż raz zabrać go na spacer w wózku?

Agata Wątróbska: Tak, podjęłam próbę, ale Batman wydawał takie odgłosy, że ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. Spacer skończył się tak, że dźwigałam go na rękach, a wózek ciągnęłam za nami.

Janusz: Z wózkiem wiąże się jeszcze jedna historia. Pojechaliśmy do Jury Krakowsko-Częstochowskiej, by pozwiedzać zamki. Zabraliśmy oczywiście Batmana, wsadziliśmy go do wózka, ale robił takie cyrki, że musiałem go z niego wyciągnąć. Gdy był na rękach, wszystko było w porządku, był szczęśliwy.

Choroba Batmana i walka o każdy wspólny dzień

Jak łączycie pracę zawodową z opieką nad ciężko chorym psem?

Janusz: Mamy opiekunkę – panią Halinkę, która przyjeżdża do nas, kiedy w tym samym czasie pracujemy. Batman bardzo ją lubi.

Agata Wątróbska: : Pani Halinka wie, jak się nim zająć, nosi go na rękach, przytula. A my wiemy, że jest w dobrych rękach.

Czyli nie zabierasz już Batmana na plan filmowy?

Janusz: Jeszcze do niedawna go zabierałem, ale już go nie chcę na to narażać, dlatego właśnie pojawiła się w naszym życiu pani Halinka.

A jak reagowali na Batmana koledzy z planu?

Janusz Chabior: Batman ma w sobie tylu uroku i czaru, że nie spotkałem osoby, która by go nie polubiła. Pies kaleka wzbudza też inne uczucia. Jeżeli przychodzisz z psem, który na wszystkich szczeka, warczy, to większość ludzi to wkurza. A jeżeli widzisz psa, który patrzy na ciebie, który cię słucha, który da się pogłaskać, jest zupełnie odwrotnie. Dodatkowo ma bardzo miękką sierść, że aż chce się go głaskać.

Ze względu na ciężki stan zdrowia Batmana pewnie często odwiedzacie lekarzy weterynarii. Jakie macie doświadczenia w tym zakresie?

Janusz Chabior: Mamy wspaniałego weterynarza – Jurka Maliszewskiego, który uratował Batmana chyba aż trzy razy, kiedy już naprawdę było bardzo, bardzo źle. Ale zanim trafiliśmy na Jurka, odwiedziliśmy wiele gabinetów weterynaryjnych i nie mamy najlepszych doświadczeń. Za każdym razem była ta sama historia, czyli inny lekarz na dyżurze, te same badania i brak diagnozy. Batman był wymęczony tymi wizytami. A za każdą wizytę trzeba oczywiście zapłacić. Jurek podczas pierwszej wizyty badał Batmana około 30 minut, dotykał różnych części jego ciała, sprawdzając, jak reaguje. Okazało się, że Batman ma wrzody. Jurek zastosował odpowiednią kurację i pies wrócił do gry, a przede wszystkim przestał tak strasznie cierpieć. Batman jest ciężko chory i pewnie niejedna osoba zastanawia się, dlaczego nie pomożemy mu odejść. Gdzie jest ta granica, gdzie kończy się to życie?

Agata Wątróbska: Sami sobie zadajemy to pytanie, ale nadal widzimy w jego oczach ogromną chęć życia. Jest tak szczęśliwy, kiedy jesteśmy razem w domu, kiedy jest przy nas. Ma bardzo duży apetyt na szczęście. Nie potrafimy jeszcze podjąć tej decyzji.

Agata, pamiętasz, kiedy Batman pierwszy raz ucieszył się na Twój widok?

Agata Wątróbska: Tak, pamiętam tę sytuację. Batman, tak jak każdy pies, merda ogonem, gdy się cieszy. Na początku, jak zaczęłam się spotykać z Januszem, Batman w ogóle nie okazywał swojej radości na mój widok. Liczył się tylko Janusz. Aż któregoś dnia wróciłam z próby i zobaczyłam, że ten ogon merda radośnie w prawo i w lewo. To był mój pierwszy sukces. A drugi mój sukces, to jak byliśmy razem, Batman popatrzył na mnie, zapiszczał, potem popatrzył na miskę – chciał, żebym to ja dała mu jeść. I wtedy pomyślałam: „Pies sprzedany”.

Janusz: Ja chciałbym tylko dodać, że Agata zawsze wcześniej robi psu jeść niż mnie. (śmiech)

Muszę o to spytać… Czy Batman śpi w Waszym łóżku?

Agata: Nie, nie śpi z nami w łóżku. Noc przesypia w swoim łóżeczku, ale wieczorami musi być długo przytulany. Musi z nami swoje wyleżeć. Praktycznie go usypiamy jak małe dziecko, a potem go przenosimy do legowiska i przykrywamy ulubionym kocykiem.

Janusz Chabior, Batman

Czy jest coś, co Was w zwierzętach pasjonuje, urzeka?

Janusz: Ja dużo wiedzy o życiu czerpałem z filmów przyrodniczych. Wydaje mi się, że kiedy oglądasz filmy o zwierzętach, kiedy z nimi dużo przebywasz, stajesz się lepszym modelem człowieka.

Agata: Ja pamiętam jeden filmik, który przez przypadek wyświetlił mi się na FB – koleś uderzył psa, a pies wrócił do niego, merdając ogonem. Pamiętam, że po obejrzeniu tego nagrania, nie mogła sobie dać z tym rady. To było dla mnie wstrząsające, ta nieprawdopodobna, bezgraniczna miłość zwierzęcia, które nawet bite i krzywdzone wraca do swego prześladowcy, nadal go kocha i macha ogonkiem. I myślę, że to, co mnie najbardziej urzeka w zwierzętach, to ich bezinteresowność.

Janusz: To opowiem Ci jeszcze jedną historię. Pewnego razu jesteśmy u Fedaczyńskich i nagle widzimy, że idzie kura po płocie. Jak zobaczyła Fedaczyńskiego, podeszła do niego i się do niego przytuliła. To było niesamowite. Jak się okazało, to była jedna z kur, które nie nadawały się do dalszej hodowli. Takie kury są gazowane i przeznaczone do karmienia bocianów. Zawsze w partii martwych kur znajdzie się parę takich, które przeżyły. I to była jedna z tych ocalałych kur.

Agata Wątróbska: To było naprawdę niesamowite. Ta kura podeszła, położyła mu głowę na ramieniu, przytuliła się, a on ją pogłaskał.

O miłości Janusza Chabiora i Agaty Wątróbskiej

Przejdźmy teraz do Waszej miłości. Jak się poznaliście?                                                                                                              

Agata Wątróbska: Poznaliśmy się na planie filmowym Udając ofiarę. Reżyserką tego filmu jest Joasia Satanowska, dziewczyna Nikodema – syna Janusza. Grałam tam młodą policjantkę podkochującą się w swoim przełożonym, w którego wcielił się Janusz. Jak widać, bardzo wzięłam sobie do serca tę rolę. (śmiech)

Agata, czy już wtedy na planie miałaś motylki w brzuchu?

Agata Wątróbska:: Motylki? Trudno powiedzieć, ale Janusz od razu mi się spodobał. Jest bardzo w moim typie. A mój typ charakteryzuje się przede wszystkim poczuciem humoru. Na planie od razu się dogadaliśmy, żartowaliśmy, śmialiśmy się. Zauważyłam, że nadajemy na bardzo podobnych falach.

Wielkie uczucie pojawiło się podczas pamiętnego sylwestra w 2018 roku, prawda?

Janusz Chabior, Agata Wątróbska

Janusz Chabior: Tak. Po kilku latach spotkaliśmy się u wspólnego znajomego. Jak się późnej okazało, Agata nie chciała pójść na tego sylwestra, ja też miałem inne plany. Ale, jak widać, los tak chciał. Minęło zaledwie pół godziny, gdy patrząc na nią, pomyślałem: „Kurczę, taka fantastyczna dziewczyna i przyszła tutaj sama?! Niemożliwe. Chyba jakiś narzeczony gdzieś się kręci”. Szybko jednak okazało się, że Agata jest akurat bez pary tak jak ja. I jak się do siebie przysiedliśmy, tak już zostało. Od początku bardzo dużo się śmialiśmy, żartowaliśmy. Mamy bardzo podobne poczucie humoru. Nasza wielogodzinna rozmowa skończyła się wspólnym selfie z gorącym pocałunkiem.

Agata, czy to prawda, że Janusz Cię nie poznał?

Agata Wątróbska: Nie poznał mnie. Zaczęłam z nim normalnie rozmawiać, bo w końcu się poznaliśmy, ale po kilku minutach zorientowałam się, że on mnie nie pamięta z planu filmowego.

Janusz Chabior: Pamiętałem, tylko nie poznałem. Bo ja w ogóle ludzi nie poznaję. Siedem lat minęło.

Czy po sylwestrze już wiedzieliście, że to jest to?

Janusz Chabior: To bardzo szybko się potoczyło. Po tym pierwszym spotkaniu czekaliśmy tyle lat, a potem wszystko poszło w błyskawicznym tempie. Wydaje mi się, że coś nas bardzo do siebie ciągnęło. Czuliśmy do siebie miętę, mimo że mamy swoje charaktery i jesteśmy niezłymi harpaganami. Gdy zaczęliśmy mieszkać wspólnie, musieliśmy się nawzajem przytemperować.

Wcześniej bardzo długo mieszkaliśmy sami, a człowiek mieszkający sam staje się trochę egoistyczny, ma swoją przestrzeń. A tu nagle trzeba się tą przestrzenią z kimś podzielić, dostosowywać się do jego przyzwyczajeń. To nie były proste historie. Ale to znaczy, że była siła, była moc, była miłość i przetrwaliśmy ten okres.

Potem był pamiętny wyjazd na Sycylię, gdzie oświadczyłem się Agatce. A potem zaczęła się pandemia, która pokrzyżowała nam trochę plany związane ze ślubem, bo niestety nie wolno było się spotykać. Na szczęście trafiliśmy w takie „okno pogodowe” w czasie pandemii i zrobiliśmy małą imprezę dla najbliższych. Zamówiliśmy pizzę, kupiliśmy białe wino i było weselisko. Wszystkim polecamy tego typu imprezy, bez białego barszczu i bigosu. (śmiech)

Janusz, przyznaj się, klękałeś?

Janusz Chabior: Tak.

Zaręczyny na Sycylii były bardzo romantyczne. Jest coś jeszcze, czym Janusz Cię zaskoczył?

Agata Wątróbska: Janusz robi dużo romantycznych rzeczy, bardzo często przynosi mi kwiaty, co jest megaromantyczne. Myje mi auto…

Janusz Chabior: Czasami łóżko pościelę. (śmiech)

Agata Wątróbska: Ciężko mi wskazać jedną konkretną rzecz, bo Sycylię ciężko przebić. Janusz tak cudownie to zorganizował. Wynajął samochód, zabrał mnie w przepiękne miejsca, o których nie wiedziałam. Było wspaniale.

Jaki charakter Janusz Chabior? Jaka jest Agata Wątróbska?

Oboje macie mocne charaktery, kto w takim razie nosi przysłowiowe spodnie w Waszym związku?

Agata Wątróbska: Oboje.

Janusz Chabior: No chyba tak. Ale też oboje nosimy spódnicę. (śmiech)

Jak już jesteśmy przy ubraniach, to kto z Was ma ich więcej?

Agata Wątróbska: Janusz.

Janusz Chabior: To prawda. Ale teraz odchudzamy garderobę. Doszliśmy do wniosku, że musimy się pozbyć rzeczy, których noszenie odkładamy na kiedyś.

Agata Wątróbska: Jak ostatnio spytałam Janusza, o jedną z rzeczy do wyrzucenia, to powiedział, że to jest fajne na balkon. Uwielbiam takie tłumaczenia: przyda się do piwnicy, na balkon, na działkę, na ognisko…

Co najbardziej cenicie w sobie? Tylko nie mówcie, że poczucie humoru, bo to już wiemy.

Janusz Chabior: Ja cenię w Agacie wrażliwość i dużą empatię. A mnie chyba wcześniej trochę tego brakowało. Czasami rozczula mnie swoim zachowaniem, dostrzega w tym świecie takie małe, drobne niesprawiedliwości i tragedie. Zwraca uwagę na to, że w tym biegu, pędzie nie widzimy, ile jest biedy i nieszczęścia dookoła nas. Agata nie lubi, jak o tym mówię, ale dużo pomaga. Jest też do bólu osobą prawdomówną. Brzydzi się kłamstwem, jak ta bohaterka w filmie Na noże, która jak miała skłamać, to wymiotowała. Co nie ułatwia trochę życia, bo prawda może czasem stanąć na drodze dobrej historii. Mówię tutaj o drobnych kłamstewkach w szczytnym celu. A nie o sytuacji, gdy ktoś perfidnie kłamie. Nauczyła mnie tego, żebym bez względu na konsekwencje zawsze starał się mówić prawdę.

Czyli nie ma szans nawet na przemilczenie prawdy przy Agacie?

Janusz Chabior: Nie, bo strasznie się złości, jest niezadowolona. Mówi, że jak w drobnych rzeczach będę mijał się z prawdą, to nie będzie miała do mnie zaufania. A chce mi ufać. Więc kiedy mnie pyta, czy wyrzuciłem śmieci, a nie wyrzuciłem, to mówię prawdę.

Agata, a co Ty cenisz w Januszu?

Agata Wątróbska: Janusz jest niesamowitym optymistą. Zaraża swoją pozytywną energią na kilometr. Nie znałam bardziej optymistycznej osoby. Budzi się rano z założeniem, że jest cudownie, nawet jeśli jest niewyspany. Jest bardzo opiekuńczą i troskliwą osobą. To widać po tym, jak przez tyle lat sam troszczył się o Batmana. Teraz tę opiekę dzielimy pomiędzy nas. Janusz zawsze o mnie pamięta, nawet o takich najmniejszych rzeczach, co jest dla mnie bardzo wzruszające.

Jest coś, co Cię denerwuje w Januszu?

Agata Wątróbska: : No pewnie, jest strasznym bałaganiarzem, chociaż teraz nad tym bardzo, bardzo pracuje. Ja z kolei pracuję nad tym, żeby nie być taką pedantką, bo wiem, że ciężko żyje się z człowiekiem, któremu przeszkadza kubek w zlewie. Staramy się w tej kwestii dotrzeć i znaleźć złoty środek. Jesteśmy na dobrej drodze.

A często się kłócicie?

Agata Wątróbska: Niezbyt często. Nie ma takiego czegoś, że jesteśmy obrażeni. Jak już się kłócimy, to bardzo szybko, ktoś coś krzyknie, ktoś odpyskuje i za chwilę się godzimy. U nas to są sekundowe pioruny i od razu atmosfera się oczyszcza.

Janusz Chabior, Batman

Kto więcej gada w Waszym związku?

Janusz Chabior: AGATA!

Agata Wątróbska: Może ja więcej gadam w takich codziennych sytuacjach, ale jeśli chodzi o wywiady, to on non stop gada i gada, i do tego przerywa.

Janusz Chabior: Ale pytanie było, kto więcej gada przez komórkę, (śmiech) do Agaty ciężko się dodzwonić, bo zawsze jest z kimś na łączach, najczęściej z rodziną, którą ma dość liczną. Nie mogą wytrzymać, żeby ze dwa razy dziennie do siebie nie zadzwonić.

Janusz Chabior i Agata Wątróbska w programie Power Couple

Znam to, ja ze swoją mamą też rozmawiam kilka razy dziennie. Jak wspominacie program Power Couple?

Agata Wątróbska: Program trafił się nam, jak żyliśmy już ponad rok w pandemii. Wszyscy byliśmy głodni kontaktu z ludźmi, jakiejś zabawy, oderwania od tej szarej, smutnej rzeczywistości, w której ludzie umierają, od codzienności przepełnionej lękiem. Musimy pamiętać o tym, że każdy z nas się jednak bał wirusa i konsekwencji choroby, a jeśli nie bał się o siebie, to o swoich bliskich. Power Couple trafił się nam w cudownym momencie. A co najważniejsze, chcieli nas z psem. Mogliśmy pojechać do fantastycznego miejsca, poznać nowych ludzi. Mieć tak naprawdę wszystko pod ręką, bo niczego nam tam nie brakowało. Było pyszne jedzenie, fajne miejsce, przygoda, zabawa, konkurencja. To był niesamowity czas.

Janusz Chabior: To było tak, jakbyśmy się cofnęli trochę w czasie i pojechali na kolonie. W trakcie tych zadań stawaliśmy się po prostu dzieciakami. Ja się czułem jakby miał 12–13 lat. Ogarniały mnie emocje, które były głęboko ukryte. Co najważniejsze, a mówię to też z perspektywy widza, w tych ciężkich czasach ten program przesyłał pozytywną energię dla innych par. Smutna prawda jest niestety taka, że przez pandemię wiele związków się rozpadło.

W wielu rodzinach wcześniej było tak, że facet wychodził rano do pracy, wracał późno, po powrocie całował psa, przytulał dziecko, zjadł kolację i szedł zmęczony spać. Nastała pandemia i wyszło na jaw, że żona zrzędzi, dziecko jest niegrzeczne, a trzeba przebywać ze sobą 24 godziny na dobę. Okazało się, że ludzie, którzy mieszkali razem, tak naprawdę się nie znali. Nagle zauważyli z przerażeniem, że coś jest nie tak. Mamy znajomych, którzy są psychologami i mówią, że ich gabinety są pełne ludzi, którzy przychodzą i mówią: „Ratujcie nasz związek, bo jest niedobrze”.

Nam też ten program uświadomił, że w związku są różne okresy, na początku jest romantycznie, a potem przychodzi rzeczywistość. Jeśli jesteś w związku, musisz poświęcić uwagę drugiej osobie, bo związek wymaga pewnej pracy, by utrzymać dobre relacji. Raz dane kwiaty na randce to trochę za mało. Dlatego kiedy wracam z pracy i wiedzę, że stoi kwiaciarka, to kupuję Agacie kwiaty. To są szczegóły, o których musimy pamiętać. Podczas programu lepiej się poznaliśmy, nauczyliśmy się siebie w ekstremalnych sytuacjach. Moim zdaniem, z tego programu płynie taki przekaz, że cokolwiek by się działo, to ta druga osoba musi stać murem za swoim partnerem, musi być zawsze dla niego wsparciem. W każdym związku trzeba po prostu myśleć w liczbie mnogiej.

Czy coś jeszcze dał Wam udział w programie?

Janusz Chabior: Zaprzyjaźniliśmy się z Gruszkami, to jest wielki plus. Razem wyjeżdżamy, odwiedzamy się bardzo często. Znaleźliśmy ludzi duchowo nam bliskich. Oprócz przygody i tego, że podreperowaliśmy nasz budżet, ludzi nas polubili. Dostajemy w social mediach zwrotne informacje, że ludzie lubią nas za naszą naturalność i szczerość. Dla naszego związku decyzja o udziale w programie to był świetny wybór. Może to zabrzmi dziwnie, ale po tym programie jeszcze bardziej byłem zakochany w Agatce.

Które zadanie było najtrudniejsze?

Janusz Chabior: Ogólnie te zadania nie trafiały w moje lęki. Ale najtrudniejszy był moment, kiedy Agata była przywiązana łańcuchami do słupa. Poczułem wtedy ogromną bezsilność, że nie umiem jej uwolnić, chociaż miałem do dyspozycji narzędzia, że nie umiem rozgryźć zagadki, jak ją z tych łańcuchów wyzwolić. Wiedziałam jedno, że muszą ją przed tym strumieniem wody ochronić, ale byłem załamany, nawet jak już wziąłem na klatę tę wodę z hydrantu. Pomyślałem: „Co ze mnie za facet, że nie wyzwoliłem z łańcuchów mojej kobiety”. Potem okazało się, że zadanie było niewykonalne, że nie można było wyzwolić kobiet z łańcuchów, a naszym celem było uchronienie swojej kobiety przed zimną wodą. Oliwier mówi: „Świetnie. Wykonałeś zadanie – uchroniłeś swoją kobietę”. Poczułem ulgę. Kolejna rzecz to uświadomienie sobie sprawy związanej z podzielnością uwagi u mężczyzn. W konkurencji w kuchni, gdzie trzeba było odtworzyć układ ze zdjęcia, gdy nagle padało pytanie, wszystko mi się zamazywało. Program potwierdził teorię, że facetowi nie można zlecić dwóch rzeczy naraz.

 Batman

O aktorstwie

Obejrzałam ostatnio film Ostatnie piętro, w którym grasz główną rolę. Powiem Ci szczerze, że ten film bardzo mną wstrząsnął. Jak przygotowywałeś się do roli kapitana Derczyńskiego, którego jednocześnie się lubi i nienawidzi?

Janusz Chabior: Jestem aktorem, który lubi wyzwania. Kiedy zgłosił się do mnie Tadeusz Król, reżyser tego filmu, i przesłał mi scenariusz, strasznie się ucieszyłem. Każdy aktor chyba odpowie na to pytanie w ten sposób, że stara się swojego bohatera w jakiś sposób bronić. I zobaczyłam, że tutaj jest olbrzymie pole aktorskie do popisu. Najłatwiej było zrobić z pana Derczyńskiego psychopatę, ale to byłaby najprostsza droga. Jakieś 2–3 miesiące przed rozpoczęciem zdjęć do tego filmu spotykaliśmy się z reżyserem i rozmawialiśmy o tej postaci, jak ją prowadzić, robiliśmy różne korekty w scenariuszu. Przed przystąpieniem do zdjęć mniej więcej wiedziałam, co chcę zagrać. Mogłem zastosować szereg środków. Była zabawa na całego, bo był materiał do tego, żeby i płakać, i się śmiać.

Mam wrażenie, i pewnie nie tylko ja, że nawet jak grasz największego drania, to wkładasz w postać coś pozytywnego i nie sposób jej nie lubić.

Janusz Chabior: Podobnie było z Bońką w Służbach specjalnych. Jak dostałem scenariusz od Patryka Vegi, to pomyślałem, że ta postać jest świetnie skonstruowana. Bo z jednej strony facet zabija, robi to jako oficer, robi to dla ojczyzny, ale dalej zabija. Jest mordercą. A z drugiej strony ta jego wielka miłość do rodziny, nieuleczalna choroba i ogromna chęć, by dożyć do dnia, kiedy jego córka weźmie ślub. To spowodowało, że wszyscy tego Bońka kochali, a przecież był mordercą.

A jak czujecie się na deskach teatru? Czym różni się aktorstwo teatralne od filmowego?

Janusz Chabior: Jedno i drugie kocham, choć to są dwie różne bajki. W teatrze masz kontakt z widzem i wszystko możesz zmieniać, możesz to sobie korygować. A w filmie, jak coś jest nagrane, to już pozostaje. Ciebie nie będzie, a to pozostanie. Grasz przed ekipą, nie masz bezpośrednich reakcji. Agata jest bardziej znana z desek teatru. Byłem na jej kilku spektaklach i ma taką wielką moc, energię. Jest bardzo wyrazista na scenie, na przykład w sztuce Miłość od ostatniego wejrzenia, traktującej o męskiej przemocy. Jest to mocno wstrząsająca sztuka. Agatka czeka na swoje wielkie odkrycie w kinie. Ale to wszystko przed nami.

Który moment pracy nad spektaklem najbardziej lubicie? Próby, premierę czy standardowe granie?

Janusz Chabior: Granie. Chcę, żeby jak najszybciej powstał spektakl i żeby go późnej skonfrontować z publicznością. Publiczność zawsze powie, czy coś jest dobre, czy nie. Gdy jesteś na scenie, możesz wyczuć reakcję widowni, albo ludzie są z tobą, kibicują ci i przeżywają to, co się dzieje na scenie, albo dłubią w nosie i myślą o tym, co zjedzą, kiedy wrócą z teatru. Dla mnie najbardziej ekscytującym momentem w pracy teatralnej jest granie przed publicznością.

Agata Wątróbska: Ja mam odwrotnie niż Janusz. Uwielbiam fazę pierwszą, początkową, kiedy sobie wymyślasz, tworzysz postać. Oczywiście, granie też jest cudowne. Pięć minut przed wejściem na scenę jest taka winda i wtedy sobie myślę: „Po cholerę zostałam aktorką, po co mi te nerwy”. Za to gdy schodzę ze sceny, jestem szczęśliwa i zawsze mówię: „Jak cudownie, ale bym się napiła dobrego czerwonego wina”. To jest taki rollercoaster. Od rozpoczęcia spektaklu po zakończenie i powrót do domu. Ta winda też jest cudowna. Jak już wspomniałam, bardzo lubię wymyślać, tworzyć postać. Uwielbiam ten wachlarz możliwości, który się otwiera przy kreacji postaci. Zastanawiam się, co to jest za postać, jak ona by się poruszała, jak powinna mówić, jak mogłaby wyglądać. To jest fascynujące. Lubię być odkrywcą.

Kochani, bardzo Wam dziękuję za poświęcony czas i za przesympatyczną rozmowę. Życzę Wam samych sukcesów w życiu zawodowym, a prywatnie – by te iskierki miłości nie zniknęły nigdy z Waszych oczu.

rozmawiała: Edyta Winiarska

FOT COVER: TVN/ADAM PLUCIŃSKI/MOVE

Przeczytaj również

Zostaw komentarz

*Korzystając z tego formularza zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie Twoich danych przez tę stronę internetową.