Home Pies Przygoda zaczyna się tuż za rogiem, czyli o wycieczkach z psem

Przygoda zaczyna się tuż za rogiem, czyli o wycieczkach z psem

Czy pies może odmienić życie? Każdy, kto ma przy swoim boku czworonożnego przyjaciela, uzna to pytanie za retoryczne. I tak też było w przypadku Katarzyny Świerczyńskiej, autorki bloga podróże z psem. Flicka w jej życiu pojawiła się dziesięć lat temu i wywróciła jej świat do góry nogami.

Katarzyna i Flicka mieszkają tuż na skraju magicznej Puszczy Bukowej położonej przy prawobrzeżnych osiedlach Szczecina. To miejsce tajemnicze, gdzie historia odcisnęła swo­je piętno. Podziemne korytarze, tunele, nagrobki czy wiadukty w środku lasu prowadzące donikąd. I niezwykła przyroda – leśne jeziora, potoki, liczne źródliska i wyjątkowe rezerwaty przyrody. Właśnie to miejsce między innymi stało się inspiracją dla Katarzyny i Flicki do podróżowania i odkrywania najpięk­niejszych zakątków Polski.

Kasiu, zacznijmy od tego, jak Flicka pojawiła się w Twoim życiu?

Reklama

Trafiła do mnie przypadkiem i to idealny przykład na to, jak nie należy brać psa. Kupiłam ją pod wpływem chwili i emocji od handlarza w Zakopanem, wracałam wtedy z po­dróży służbowej. Teraz na szczęście taki handel jest zakazany. Ja wtedy zupełnie nie miałam świadomości, że istnieje coś takiego jak pseudohodowle i z czym może wiązać się kupienie psa z takiego miejsca.

Czy żałowałaś tej decyzji?

Oczywiście, że nie. Teraz nie zamieniłabym Flicki na żadne­go innego psa, jest najwspanialsza na świecie! Ale przyznaję, w momencie kiedy przywiozłam ją do domu i wpisałam w wyszukiwarce hasło „husky” – rozpłakałam się. Ja, niemająca zielonego pojęcia o psach, oto nagle miałam szczeniaka jednej z najbardziej wymagających i nieprzewidywalnych ras.

Jak zareagował Twój partner na nowego członka rodziny?

Ależ to on chciał psa! Ja zawsze byłam zadeklarowaną kociarą. Tylko wszystko miało być inaczej, mieliśmy iść do schroniska, zorganizować wszystko, jak należy. No ale wypadło to Zakopa­ne, no i dalej już wiesz. No i zakochałam się w tym psie na zabój.

Czy Flicka zmieniła Twoje życie?

Flicka zmieniła wiele. Przede wszystkim wyrwała mnie z dziw­nego momentu życia, w jakim wtedy tkwiłam. Byłam tak pochłonięta pracą, że potrafiłam kilka dni nie wychodzić z domu. Dziś nie wiem, jak to było możliwe! Pojawił się pies, pojawiły się spacery, a potem dzięki niej wróciłam też po latach do biegania i nawet razem startowałyśmy w zawodach zaprzę­gowych w canicrossie, czyli mówiąc najprościej – biegu z psem.

Pies uczy też innego spojrzenia na świat. Ważne jest tu i teraz, ważne jest czerpanie z chwili, radość z prostych rzeczy.

Jesteście specjalistkami od wypraw jednodniowych — skąd pomysł na taki rodzaj podróżowania?

Właściwie to mało jest ludzi, którzy rzucają wszystko i ruszają w świat. Jest wiele rzeczy, które trzymają nas w miejscu, i nie ma w tym nic złego. Może to być praca, mogą być najbliżsi, może to być brak pieniędzy, strach przed nieznanym i wiele innych powodów. Można wtedy usiąść i narzekać albo usiąść i zastanowić się, co mogę zrobić z tym, co mam. Ja nie mam samochodu, nie lubię jeździć rowerem, ale mam dwie nogi i lubię się na nich poruszać. Nie chcę rezygnować z pracy, którą uwielbiam, a jednocześnie mój partner niekoniecznie jest miłośnikiem pieszych wypraw. Wspólne urlopy spędzamy więc, szukając kompromisu, znajdując to, co lubimy oboje. Zostaje więc masa czasu w roku, kiedy mam wolne chwile i nie chcę ich marnować na siedzeniu. Wyprawy jednodniowe, takie bez noclegu, są idealną dla mnie opcją. Tym bardziej że – jestem pewna – każdy może znaleźć wyjątkowe miejsca blisko swojego domu. To banał, ale dla mnie jest esencją tego podejścia do życia i podróżowania: przygoda zaczyna się tuż za rogiem. Wystarczy chcieć.

Jak wygląda Wasza przykładowa wycieczka? Co wtedy robicie?

To weźmy taki klasyk, czyli wyjazd nad morze. Niech będzie, że teraz, w sezonie. Wstajemy bladym świtem i jedziemy pierwszym pociągiem. Zwykle jest taki około 5 rano. Mało w nim turystów, bo trzeba być wariatem, żeby wstawać o 4 nad ranem i jechać nad morze. (śmiech) Mam swoją ulu­bioną trasę: Świnoujście Przytór – Międzyzdroje. Wysiadam w Przytorze i idziemy lasem w stronę morza. I potem w kie­runku Międzyzdrojów, skąd wracamy. To są kilometry dzikich, pustych i pięknych plaż. A i las za wydmami kryje swoje tajem­nice – bunkry, pozostałości jednostki wojskowej, nie ma nudy. A jeśli nie chce mi się nigdzie daleko jechać – to planuję wypad w okolicach Szczecina, gdzieś, gdzie szybko dojadę komunikacją miejską. I tu w zależności od nastroju – albo Puszcza Bukowa, albo tereny nadodrzańskie, albo jezioro Dąbie, jest jeszcze Pusz­cza Wkrzańska, Puszcza Goleniowska, tu naprawdę jest gdzie chodzić i co zwiedzać.

Jak często udajecie się na wyprawy jednodniowe?

Staram się, aby przynajmniej raz w miesiącu spędzić jeden cały dzień gdzieś w drodze. Ale bez żadnego spinania się, że tak musi być. Jestem dziennikarką, mam bardzo nienormowany czas pracy, pracuję głównie zdalnie. Bywa taki tydzień, że pracuję od rana do nocy, a kolejny jest bardzo luźny. I takie luźniejsze momenty staram się wykorzystywać.

Czy takie wycieczki są drogie? Czy osoby bez grubego portfela też mogą w ten sposób podróżować?

Wyprawy jednodniowe to idealna opcja dla osób bez grubego portfela. Bo właściwie to koszt zapasu jedzenia, jakie bierzesz ze sobą, i ewentualnie biletu, jeśli chcesz gdzieś doje­chać. Owszem, możesz wydać dużo na sprzęt, ale nie musisz. Wystarczą wygodne buty dla ciebie, wygodne szelki dla psa i można ruszać.

Co zabieracie ze sobą na wycieczkę, oprócz jedzenia?

Psią książeczkę i kaganiec, jeśli w planie jest jazda komunika­cją publiczną. Zawsze jakąś gotówkę, telefon – to nim robię wszystkie zdjęcia. Dla Flicki linkę treningową, bo jest psem niezwykle wyczulonym na zwierzynę, więc niewiele jest miejsc, gdzie mogę ją puścić zupełnie bez takiej kontroli. Reszta zale­ży od sezonu, nastroju, planów. Preparat na komary i kleszcze, a w sezonie grzybowym potrafię wpakować do plecaka wiader­ko, bo jestem grzyboholiczką i nigdy nie wiadomo, czy czegoś nie znajdę. Moim ostatnim hitem jest hamak. Cudowny sposób na przerwę i relaks w drodze. No i bardzo ważne – apteczkę dla siebie i psa. Po prostu zawsze warto mieć przy sobie podstawo­we rzeczy w razie skaleczenia, urazu.

Wspomniałaś, że podróżujecie komunikacją publicz­ną, jakich rad udzieliłabyś naszym Czytelnikom? Na co powin­ni uważać?

Najważniejsze to znać przepisy, swoje prawa, ale też obowiąz­ki. Dla psa komunikacja publiczna zawsze będzie wyzwaniem, ze względu na dużą ilość bodźców, dlatego – o ile to tylko możliwe – zawsze warto unikać godzin szczytu i najbardziej ob­łożonych tras. Na przykład jazda nad morze latem pociągiem wyjeżdżającym ze Szczecina przed 8 jest co najmniej nierozsą -dna, chyba że ty i twój pies lubicie czuć się jak sardynki w pusz­ce. Oczywiście nie zawsze da się uniknąć takich sytuacji, więc dobrze, jeśli pies umie się zachować także w tłumie.

Powiedzmy, że podróżujemy z psem pociągiem, jakie reguły tam obowiązują?

Kaganiec i zaświadczenie o szczepieniu. To podstawowe rzeczy i wszyscy przewoźnicy tego wymagają.

Podróżujecie najczęściej po Polsce, jaki kierunek mogłabyś nam polecić?

Zawsze i każdemu polecam zachodniopomorskie. Jest tu masa turystycznych perełek, które nie są oblegane przez dzikie tłumy. Pomorze Zachodnie to nie tylko tłoczne nadmorskie kurorty, ale też kilometry dzikich, pustych i pięknych plaż. To nie tylko Bałtyk, ale też jeziora z moim ulubionym Pojezierzem Draw­skim na czele, to wiele innych miejsc, które dosłownie powa­lają swoim pięknem. Takie są chociażby tereny nadodrzańskie.

No i zawsze bardzo polecam każdemu, kto jest w tych rejonach, aby odwiedzić Szczecin. To wyjątkowe miasto pod wieloma względami.

Takiej odpowiedzi się spodziewałam. A który region, poza zachodniopomorskim, wywarł na Tobie największe wra­żenie?

Hmm… pozostanę w Polsce i powiem Mierzeja Wiślana. Nie dziwię się warszawiakom, że kochają tam spędzać wa­kacje. Byłam tam krótko, kilka lat temu razem z koleżanką objechałyśmy z psami Wybrzeże, ale zaczynałyśmy właśnie od Mierzei, tuż przy granicy z Rosją. Wtedy zakochałam się też w Półwyspie Helskim. Tamtejsze plaże – po prostu marzenie. Tylko to wszystko poza sezonem – myślę, że to kluczowe… A czy mogę wrócić znowu na Pomorze Zachodnie? Bo wiesz, ja jestem dość emocjonalna, jeśli chodzi o zachwyty. I zwykle to największe wrażenie dotyczy ostatniej podróży. Tak jest i te­raz, tylko muszę wspomnieć jeszcze o tym, że wyszłam ostatnio ze schematu podróży jednodniowej. Bardzo chciałam zwiedzić zakamarki regionu położone w dolinie Odry, tereny powiatu gryfińskiego. Tylko dotrzeć tam komunikacją publiczną, poru­szać się pieszo i móc wrócić tego samego dnia? Hmm… niemal niewykonalne na rozsądnych warunkach, takich, które dają ci odpowiednią ilość czasu na całodzienne maszerowanie. A sko­ro tak się nie da, zaczęłam szukać innego sposobu i wymyśli­łam, że kupię namiot i pójdę tam na kilka dni. Szłam sześć dni, zrobiłyśmy z Flicką 100 kilometrów i z całego serca polecam te rejony.

Najpiękniejsze miejsce, które wtedy odwiedziłyście?

Wzgórze Bitewne zwane inaczej Toppenberg za Siekierkami. Klęłam w głos, wspinając się z plecakiem, ale widok wynagra­dza wszystko. No i okolice Bielinka. Z zalanymi wyrobiskami kopalni i niezwykłym rezerwatem. Wiesz, że na wysokich skar­pach rezerwatu w słoneczny dzień temperatura jest wyższa od normalnej nawet o 20 stopni?

Chyba nawet nie chcę sobie tego wyobrażać…

To się bardzo czuje, gdy wychodzi się na nieosłonięte drzewami punkty widokowe. Dlatego tutejsze rośliny są tak wyjątkowe. Muszą potrafić wiele znieść. Stąd widać też miej­sca, gdzie 13 tysięcy lat temu przez rzekę przeprawiały się ma­muty. Nie wszystkim się udawało, a ich kości znajdowane są do dziś. Fragment ciosu mamuta można podziwiać w „psiolubnym” Muzeum Regionalnym w Cedyni. Cała moja trasa – a przeszłam wzdłuż samej Odry od Czelina do Krajnika Dolnego – to tereny nie tylko cenne przyrodniczo, to nie tylko masa pięknych punktów widokowych, ale też właśnie tereny z ciekawą historią, więc każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jeśli ktoś jeździ rowerem – są tu fantastyczne trasy rowerowe. Mo­głabym godzinami opowiadać o fajności tych terenów…

A czy Flicka upodobała sobie jakieś szczególne miejsce?

Morze. To jest coś, co kocha najbardziej, i widzę to po jej psiej euforii za każdym razem, kiedy orientuje się, że oto właśnie wychodzimy na plażę. Żeby było śmiesznie, ona najbardziej lubi chyba ten piach, a wodę – to tylko jeśli jest płytko i można po niej swobodnie biegać.

Co dają Wam wycieczki?

Odpoczynek. Ale ja też zawsze powtarzam, że nigdy nic na siłę. Każdy powinien znaleźć taki sposób podróżowania, jaki sprawia mu frajdę, a jeśli podróżuje z psem – aby pies także dobrze się w tym czuł, bo jednak to on jest tu w tym przypadku najważniejszy. To my podejmujemy za niego decyzje i musimy wiedzieć, kiedy coś nie jest dla niego dobre i fajne.

Ile kilometrów średnio przemierzacie podczas wyprawy?

Ja lubię przejść podczas takiej jednodniowej wyprawy 20 kilometrów i więcej. Ale to nie jest żaden wyznacznik. Możesz przejść pięć kilometrów, być gdzieś cały dzień albo tylko pół i będzie to najpiękniejsza wyprawa roku. To Twoje i nie daj się wrzucić w cudze schematy. A wiesz, co jeszcze jest dla mnie piękne? Podczas takiej wędrówki skupiamy się z Flicką na sobie bardziej niż zwykle. To wzmacnia więź człowiek – pies. Jest w takim długim wspólnym maszerowaniu jakaś magia.

Magia kojarzy mi się ze spokojem, czy podczas wy­cieczek wędrujecie w ciszy, czy Twoja dziennikarska dusza korzysta z okazji i prowadzisz nieustający monolog?

Ja wtedy odpoczywam od tego, co mam w pracy. Czyli nad­miaru bodźców, informacji, ciągłego sprawdzania, bycia na bieżąco. Więc tak, wtedy właśnie potrafię się wyciszyć, wyłączyć. Ale kiedy pojawia się coś ciekawego, to instynkt re­porterski natychmiast się budzi. Dlatego, mimo że ja niby uni­kam ludzi podczas takich wypraw, to jeśli ich spotykam – lubię pogadać.

Gdzie szukasz pomysłów i inspiracji, planując podróż?

Po pierwsze mapa. Warto dokładnie się przyjrzeć, co masz tuż pod nosem. Może jakieś akweny wodne, zabytki, punkty widokowe. Po drugie lokalne blogi, strony, ale też warto śle­dzić lokalne hasztagi. Czasem jedno zdjęcie zamieszczone przez kogoś na Instagramie potrafi być bodźcem – też chcę tam być! Warto przejrzeć strony regionalnej organizacji turystycznej i zo­baczyć, co poleca turystom. Ja dzięki temu odkryłam Wzgórze Bombardierów, jeden z moich ulubionych szczecińskich punk­tów widokowych. Można też bawić się w geocaching, czyli szukanie skarbów. To zabawa, która polega na szukaniu skry­tek – a są one umieszczone zwykle w ciekawych turystycznie miejscach.

Podsumujmy, jak krok po kroku zaplanować jednodniową wyprawę z psem?

Po pierwsze – chcieć. Jeśli masz samochód – sprawa jest prosta, wsiadasz i jedziesz do celu. Jeśli nie – dokładnie sprawdź rozkła­dy, zwłaszcza powrotne, bo głupio trochę nie zdążyć na ostatni pociąg. Najważniejsze – zrób to po swojemu. Możesz przejść dwa kilometry i spędzić dzień z psem na łące na wzgórzu, a możesz przejść 20 kilometrów szlakiem, zwiedzając po drodze mijane atrakcje. To ty znasz siebie i swojego psa, wiesz, co lubi, jaką ma kondycję, na co możecie sobie pozwolić. To ty za niego odpowiadasz i to musi być frajda dla obu stron. Spakuj naj­potrzebniejsze rzeczy, coś dobrego do jedzenia dla siebie i psa, wodę i można ruszać!

Mam nadzieję, że staniecie się inspiracją dla naszych Czytelników. Bo w końcu podróżowanie z psem to nie wyzwanie, wystarczą dobre chęci i pozytywne nastawienie. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.

Dziękuję i, mam nadzieję, do zobaczenia gdzieś na szlakach. Może w Zachodniopomorskiem?

rozmawiała: Edyta Winiarska

Czytaj letni numer Pets Style – czytaj teraz!

Pączek zaprasza nad morze – sprawdź teraz!

Przeczytaj również

Zostaw komentarz

*Korzystając z tego formularza zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie Twoich danych przez tę stronę internetową.